Sanatorium - Dzień Ósmy

  Jestem bardzo zmęczony. Męczą mnie ludzie i nawet przestałem jeździć windą, by nie słyszeć rozmów, nie czuć bliskiej obecności. Koledzy od kieliszka stali się nużący. Poznałem ich wszystkie opowieści, a każde następne słowo jest monotonią. Chwytam się znajomo brzmiących zdań, by odlecieć tam, skąd przyszedłem – z pustki dopasowanej do moich i tylko moich myśli. Nie ma tego zbyt wiele, ot, tyle, by zbudować własny świat. Dziś jeden z fantomów, zupełnie mi obcy, mówi, że „byli tam tacy”. Już go nie słucham. Dopowiadam sobie resztę. Znam tę opowieść dużo lepiej od niego, znam ją w ciekawszej wersji. „Byli tacy, co się rodzili, byli tacy, co umierali, byli także i tacy, którym to było mało”... Ja jestem jednym z tych, którym wciąż mało, ale nie rozerwę sobie piersi, by dotrzeć do źródła bólu. Nawet nie potrafię nazwać dręczących mnie niepokojów. Jestem zatruty własną przeszłością. Stare lęki, jak niezabliźnione rany, otwierają się każdego dnia. Wymyśliłem siebie przed laty. Wymyśliłe...

Wyspa Umarłych

 


     Gdzieś poza mną są Wyspy Umarłych. Ich terytorium zaczyna się od stromizn Gór Porzuconej Nadziei, a kończy na pętlach autobusowych przystanków. Grzesznicy i święci mieszkają tam razem, czekając na dni, które mają nadejść. Jedyną pokutą — dla innych nagrodą — jest brak Boga, który mógłby podarować coś więcej. Ludzie na Wyspie Umarłych dostają jedno marzenie, które odczytują co rano z glinianej tabliczki. Tekst drobnym drukiem brzmi: „nie do zrealizowania”.


     W miejscu, gdzie uczucia stają się myślami, czekają na mnie przewodnicy — niczym arabscy przekupnie proponują kolorowe płótna map opisujących powrót do raju. Wśród zgiełku głosów znajduję schronienie i czuję radość równą tej, jaka towarzyszyła mi w podróży przez ocean. Równie dobrze czułem się, przemierzając stumilowy las lub tańcząc na balu Królowej. Odkrywam, że każdą z tych rzeczy mógłbym powtórzyć jeszcze raz.


     Na skale otaczającej niewielki port wyryto zapis poprzednich żyć, a jeszcze głębiej ukryte są wizerunki tych, którzy byli tu przede mną. Jest we mnie ich głos. Mówi, że jestem tylko gościem, że drogę, pozornie bez powrotu, przemierzałem zbyt wiele razy, by móc o tym zapomnieć. Nareszcie wiem — jestem jednym z nich, powracającym z Wyspy Umarłych.

Komentarze