Sanatorium - Dzień Ósmy

  Jestem bardzo zmęczony. Męczą mnie ludzie i nawet przestałem jeździć windą, by nie słyszeć rozmów, nie czuć bliskiej obecności. Koledzy od kieliszka stali się nużący. Poznałem ich wszystkie opowieści, a każde następne słowo jest monotonią. Chwytam się znajomo brzmiących zdań, by odlecieć tam, skąd przyszedłem – z pustki dopasowanej do moich i tylko moich myśli. Nie ma tego zbyt wiele, ot, tyle, by zbudować własny świat. Dziś jeden z fantomów, zupełnie mi obcy, mówi, że „byli tam tacy”. Już go nie słucham. Dopowiadam sobie resztę. Znam tę opowieść dużo lepiej od niego, znam ją w ciekawszej wersji. „Byli tacy, co się rodzili, byli tacy, co umierali, byli także i tacy, którym to było mało”... Ja jestem jednym z tych, którym wciąż mało, ale nie rozerwę sobie piersi, by dotrzeć do źródła bólu. Nawet nie potrafię nazwać dręczących mnie niepokojów. Jestem zatruty własną przeszłością. Stare lęki, jak niezabliźnione rany, otwierają się każdego dnia. Wymyśliłem siebie przed laty. Wymyśliłe...

Mandala

 


Słuchając Chopina, czuję, jak cisza otula mnie swą ciepłą dłonią. Chowam się pomiędzy nutami nokturnu – udaję, że zapomniałem o istnieniu świata na zewnątrz. Odszukuję w sobie delikatne słowa, by móc tworzyć obrazy tego, co skryte, bezimienne, najbliższe. Układam słowa w harmonijne wzory, próbując wyzwolić się z codziennego chaosu. Lubię ze słów i myśli malować mandale, których środkiem jest światło uśmiechu i cień zrozumienia.

Myśli bez słów są nutowym zapisem, muzyką, zmierzchem płynącym po lustrze jeziora. Słowa bez myśli to tylko pozór życia, to wieczne milczenie, gotowe w każdej chwili zawładnąć mną tak, jakbym nigdy nie istniał. Właśnie dlatego wsłuchuję się w głosy z dzieciństwa, w brylantowe walce, w kilka zapamiętanych nut. Dzięki muzyce znów jestem człowiekiem stworzonym z codziennych narodzin, rozkwitu, przemijania i snów o białych porankach.

Dzisiejszy dzień przywitał mnie słońcem. Koty czekały już na oknie, by wpuścić je do domu po nocnych eskapadach. Otwieram okno, zaparzam kawę, spoglądam ze wzruszeniem na bezchmurny błękit nieba. Chciałbym nie zgubić tej chwili wśród długich godzin. Chciałbym, by każda chwila była środkiem mandali, miejscem, gdzie nic się nie kończy i nie zaczyna. Na początku było słowo – być może w tym leży tajemnica. Koty już śpią, a ja za chwilę wyruszę, by szukać wśród słów tej jednej myśli, która pozwoli uwierzyć w szczęśliwe życie.

Komentarze