Billy

Słoneczne popołudnie, dobrze oświetlony pokój, dużo zielonego szkła, plecione wiklinowe fotele, a na nich poduchy, wszystko polane secesyjnym sosem. Obserwuję, jak rosną paprotki – właściwie to patrzę na ich lekko poruszające się cienie. W środku domu znalazłem miejsce, gdzie najlepiej jest palić kadzidła. Śniło mi się olbrzymie akwarium – właściwie to było sanatorium, takie jak na linorytach Gielniaka. Wyrosło zupełnie niespodziewanie w samym środku działkowych ogrodów. W holu stała szafa grająca; stare romanse mieszały się z pozorną pustką korytarzy. Uśpione miejsce – gdzieś pomiędzy trzecią rano a świtem. Nienagannie ubrany recepcjonista na tle kredensu mojej matki – dość nędznego zresztą. Nie wiem, gdzie jest mój pokój. Recepcjonista z uśmiechem wręcza mi klucze. Spoglądam na wiśniową czerwień korytarzy i po raz pierwszy dostrzegam wiklinowe fotele. Błękitny papierosowy dym i stolik z kawą. Mam wrażenie, że zaraz zemdli i mnie. Wszystko jest perfekcyjnie dobrane do przestronnych ...

Brzechwa

 


Padający od kilku dni deszcz i dzisiejszy wieczór sprawiły, że cały dom usnął wcześniej, niż zwykle. Siedzę w kuchni z kubkiem herbaty i zastanawiam się, jakie jest moje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa. Ta szczególna chwila, gdy po raz pierwszy wkracza się w krainę świadomości, istnienia własnego “ja”.

Prawdopodobnie był to wieczór zupełnie podobny do dzisiejszego. Leżymy z bratem w łóżkach, a ojciec czyta nam bajki Brzechwy. W tamtym momencie rozpoczęła się podróż, która doprowadziła mnie do dzisiejszego dnia.

Co jeszcze pamiętam? Mojego dziesięć lat starszego brata, który – teraz to rozumiem – borykając się z własnym życiem, był dla mnie okrutny. Jednak najbardziej wyrazisty w moich wspomnieniach jest strach przed matką. Zawsze chciała widzieć we mnie człowieka, którego sobie wymyśliła. Kiedy rzeczywistość nie pokrywała się z jej oczekiwaniami, byłem karany – nazywano to „laniem”.

W tamtych latach nauczyłem się kłamać i manipulować rzeczywistością. Zacząłem nakładać maski, które sprawiały, że byłem w jej oczach “właściwym dzieckiem”. Zastanawiam się czasem, kim bym teraz był, gdybym wtedy mógł być sobą.

Pamiętam też ciągłą ucieczkę przed światem zasad i moment, gdy w wieku dziewięciu lat czułem się na wieczność przeklęty przez “zbawienne” nauki kościoła. Poczucie zagubienia, złe oceny w szkole i strach przed powrotem do rodzinnego domu stały się moją codziennością. To właśnie wtedy odkryłem, że samotność, gdy nie ma wokół nikogo, jest cudownym stanem. Pozwala zapomnieć o strachu i na chwilę zanurzyć się w spokoju.

Dzisiaj, patrząc na swoje odbicie, widzę dziecko, które ma posiwiałą brodę i z każdym rokiem coraz więcej zmarszczek. Przynajmniej wiem, kim jestem. Patrzę też na mojego syna i zastanawiam się, co on napisze o swoim życiu za kilkanaście lat.

Nie potrafię kochać matki. Wybaczyłem jej, ale nie będzie wielkiego pojednania. Nie będzie łez szczęścia. Miłość nie zbawi świata po raz kolejny.

Komentarze