Prowadzimy się jak auta na autostradach, machając do siebie przez małe okienka uchylonych szyb. Jedziemy trasami szybkiego ruchu, mijając się z życiem. Ja jestem kierowcą ciężarówki i lubię klimat przydrożnych barów, wiśniowe ciasto i szejk za pięć dolarów. Okna mojej ciężarówki pomalowałem w polne kwiaty i śmieję się do machających policjantów. W klaserach, zamiast znaczków, pomiędzy aktem urodzenia a świadectwem zgonu, trzymam mandaty. Tak jest dobrze — słońce odbite w wodzie i coś, co próbuje mi opowiedzieć kolejną historię. Patrzę pustym wzrokiem — to nie ma sensu, zostawiam to.
Czy czujesz ciepło swojego ciała? Słoneczny guru twierdzi, że to jest jeszcze prostsze. Nigdy nie opuściliśmy drogi — tak twierdzą mapy, więc jest to wystarczający powód, by je wyrzucić i znów iść na oślep. Ta droga nie ma końca. Powiedz to teraz: że nie wiesz, czym jest droga, i usiądź, zakładając nogi na szyję. Mrucząc tajemne sylaby, odszukaj sens — jeśli potrafisz. Ja jestem żartem stworzonym na swój własny użytek, tylko czasami zachowuję pozory, bo bardzo lubię popołudniowe herbatki. Tego poranka wyjąłem z twojej głowy sen o domu wśród pastwisk i pomyślałem, że to szaleństwo żyć z dala od ludzi. Ale to był tylko sen. Myślę, że to najdziwniejszy ze snów. A teraz chodź i powiedz, kto widział mnie prawdziwego, komu udała się ta sztuka.
Poczułem i usłyszałem to dzisiaj. Słońce wstało rano, a później, jak zwykle, nie wydarzyło się nic, co warto byłoby zapisać. Ty wiesz i ja to wiem — drogi prowadzą donikąd, a krajobrazy są takie łudzące. Nasze okna malujemy w polne kwiaty, a później śmiejemy się do przejeżdżających podróżnych. Jestem zaaferowany, mam kłopoty, boli mnie serce — medycyna zna takie przypadki. A moja babcia piła herbatę z malinami, latem zaś zbierała lipowe kwiaty. Nadchodzi ten czas, ten przepis jest całkiem prosty: kilka liści wiśni i król koper. Znowu nadchodzi nasz czas — jedziemy w nieznane, a wszystko jest emanacją życia. Na wietrze, jak ptaki, fruwają płachty porzuconych map, a słońce rozmazuje kształt horyzontu. Ziemia wiruje jak bąk w ręku Boga, który na powrót jest dzieckiem.
Komentarze
Prześlij komentarz