Billy

Słoneczne popołudnie, dobrze oświetlony pokój, dużo zielonego szkła, plecione wiklinowe fotele, a na nich poduchy, wszystko polane secesyjnym sosem. Obserwuję, jak rosną paprotki – właściwie to patrzę na ich lekko poruszające się cienie. W środku domu znalazłem miejsce, gdzie najlepiej jest palić kadzidła. Śniło mi się olbrzymie akwarium – właściwie to było sanatorium, takie jak na linorytach Gielniaka. Wyrosło zupełnie niespodziewanie w samym środku działkowych ogrodów. W holu stała szafa grająca; stare romanse mieszały się z pozorną pustką korytarzy. Uśpione miejsce – gdzieś pomiędzy trzecią rano a świtem. Nienagannie ubrany recepcjonista na tle kredensu mojej matki – dość nędznego zresztą. Nie wiem, gdzie jest mój pokój. Recepcjonista z uśmiechem wręcza mi klucze. Spoglądam na wiśniową czerwień korytarzy i po raz pierwszy dostrzegam wiklinowe fotele. Błękitny papierosowy dym i stolik z kawą. Mam wrażenie, że zaraz zemdli i mnie. Wszystko jest perfekcyjnie dobrane do przestronnych ...

Ibutan Triunfo

 


Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy – liczył kroki, powłócząc trzecią nogą. Był kurierem, dlatego nikogo nie dziwiła trzecia noga, którą wyciosał z kołka, by poruszać się szybciej. Kochał swój zawód, listy i ludzi spotykanych na drodze. Każdy z nich był samotny, nikt nie potrzebował niczego więcej niż odrobiny spokoju i listów pisanych przez takich samych, samotnych ludzi. Koperty nie miały adresatów, a w środku, prócz czystej kartki papieru, nie było nic więcej. Dlatego też kurier doręczał je według własnego widzimisię i za dodatkową opłatą wymyślał ich treść. Krok za krokiem brnął poprzez białe zaspy, a ślady, jakie za sobą zostawiał, były jak litery nieznanego alfabetu – znaki świadczące o czyjejś obecności.

Najczęściej opowiadał swoje sny. Dostrzegał je kątem oka w czasie długich podróży. Jego życie było podróżą, w przeciwieństwie do ludzi oczekujących wiadomości z obojętnego i milczącego świata, nie chciał niczego więcej. Chodził bezmyślny i bezpański, nie wiedział nic więcej niż to, że jest kurierem, a ludzie potrzebują opowieści, odrobiny magii, by uwierzyć we własne istnienie. On nie potrzebował wierzyć. Śnił w dzień i w nocy. Jeden ze snów uczynił go wyjątkowym. Sen o trzech nogach mówił o listach i gwiazdach spadających nocą, które nad ranem odnajdywał wplecione we włosy. Nie powiem nic ponad to, by nie być posądzonym o brak fantazji. Gwiazdy to jednak tania waluta.

Czy świat mógł go bardziej zadziwić? Nie miał domu, nie miał nic, prócz jutowego worka i trzeciej nogi, którą odpychał się od uciekającej spod stóp planety. A ona kręciła się szybciej i szybciej. Nikt nie potrafił jej zatrzymać, choć wielu próbowało. Spójrz, jak mknie poprzez czerń. Każdego dnia jest bliżej i bliżej katastrofy. Śmierć uśmiecha się spomiędzy anemonów. Trupie czaszki jak garnki dzwonią na płocie. Za chwilę zapukam do twoich drzwi i wręczę kopertę od nieznanego nadawcy. W środku nie będzie więcej, prócz tego, co powiedziałaś wczoraj. Nie pamiętasz? To nic złego, nic się nie stało. Na szczęście jest kurier. Uśmiechnij się jeszcze raz, a zdradzi ci to, co chciałaś usłyszeć, przeczytać, powiedzieć.

Zostań więc w domu, nie wychodź na zawieruchę. Jestem już blisko. Jak królik z kapelusza, jak bezzębny stomatolog odwzajemniam uśmiechy i krzesam iskry z oczu. Rozpalimy w kominku, a później podpalimy świat. Niech spłonie, bo po co nam on, skoro mamy sny i pustą kartkę papieru. Niezapisany list, którego nikt nie przeczyta. Chyba że posypać go magicznym proszkiem. Czym jednak jest magia? Jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. Ach, ta magia liczb. Gdybym potrafił się nią posługiwać, nie potrzebowałbym słów. Czy mnie rozumiesz? Słychać krzyk mew, ale to jeszcze nie koniec. Wszystko, co widzę, lśni światłem. Przeczytam ten list jeszcze raz, tym razem od końca - o ile go w końcu znajdę.

Komentarze