Billy

Słoneczne popołudnie, dobrze oświetlony pokój, dużo zielonego szkła, plecione wiklinowe fotele, a na nich poduchy, wszystko polane secesyjnym sosem. Obserwuję, jak rosną paprotki – właściwie to patrzę na ich lekko poruszające się cienie. W środku domu znalazłem miejsce, gdzie najlepiej jest palić kadzidła. Śniło mi się olbrzymie akwarium – właściwie to było sanatorium, takie jak na linorytach Gielniaka. Wyrosło zupełnie niespodziewanie w samym środku działkowych ogrodów. W holu stała szafa grająca; stare romanse mieszały się z pozorną pustką korytarzy. Uśpione miejsce – gdzieś pomiędzy trzecią rano a świtem. Nienagannie ubrany recepcjonista na tle kredensu mojej matki – dość nędznego zresztą. Nie wiem, gdzie jest mój pokój. Recepcjonista z uśmiechem wręcza mi klucze. Spoglądam na wiśniową czerwień korytarzy i po raz pierwszy dostrzegam wiklinowe fotele. Błękitny papierosowy dym i stolik z kawą. Mam wrażenie, że zaraz zemdli i mnie. Wszystko jest perfekcyjnie dobrane do przestronnych ...

Jonasz

 


Wieczorem ślepną okna domów, a mały tranzystor na nocnej szafce staje się centrum wydarzeń. Leżę, wyobrażając sobie, że ciemność podchodzi coraz bliżej. Noc przykleja do szyb migotanie gwiazd, światła przejeżdżającego samochodu. Kiedy wyłączam radio, a wymyślone za dnia postacie w równym oddechu odnajdują spokój, znikają gwiazdy. Biały szum reklam jeszcze przez chwilę kołacze się po mlecznej drodze, która prowadzi mnie na drugą stronę. Po drugiej stronie jest taki sam dom jak mój, jak ja, jak wnętrze wieloryba, który połknął Jonasza, bo ten chciał uciec. Uciekam każdego dnia. Niestety, nie wiem przed czym, bo jeszcze nie poznałem swojego przeznaczenia.

Komentarze