Billy

Słoneczne popołudnie, dobrze oświetlony pokój, dużo zielonego szkła, plecione wiklinowe fotele, a na nich poduchy, wszystko polane secesyjnym sosem. Obserwuję, jak rosną paprotki – właściwie to patrzę na ich lekko poruszające się cienie. W środku domu znalazłem miejsce, gdzie najlepiej jest palić kadzidła. Śniło mi się olbrzymie akwarium – właściwie to było sanatorium, takie jak na linorytach Gielniaka. Wyrosło zupełnie niespodziewanie w samym środku działkowych ogrodów. W holu stała szafa grająca; stare romanse mieszały się z pozorną pustką korytarzy. Uśpione miejsce – gdzieś pomiędzy trzecią rano a świtem. Nienagannie ubrany recepcjonista na tle kredensu mojej matki – dość nędznego zresztą. Nie wiem, gdzie jest mój pokój. Recepcjonista z uśmiechem wręcza mi klucze. Spoglądam na wiśniową czerwień korytarzy i po raz pierwszy dostrzegam wiklinowe fotele. Błękitny papierosowy dym i stolik z kawą. Mam wrażenie, że zaraz zemdli i mnie. Wszystko jest perfekcyjnie dobrane do przestronnych ...

Pan Karol


Pan Karol nie ma w domu telewizora i nie wie nic o życiu gwiazd. Wieczory spędza na wycinaniu modeli samolotów i ma ich już tyle, że żadne lotnisko świata nie byłoby w stanie pomieścić jego papierowej flotylli.

Gdy niebo jest bezchmurne, wynosi na dwór kilka modeli i stawia je na łące, by drobne figurki pilotów mogły nacieszyć oczy widokiem przestrzeni. Karol siada tuż obok nich i słyszy warkot motorów, jazgot obracających się śmigieł. Słyszy prośby pilotów o zgodę na start oraz własne milczenie — brak odpowiedzi z wieży kontroli lotów. Może kiedyś zapomni o ciszy i wzbije się w powietrze?

Pan Karol żyje ze skromnej emerytury i pieniędzy pozostałych ze sprzedaży mieszkania w mieście. Większą część swojego życia poświęcił nakładaniu podkładek na śrubki w fabryce, która śmierdziała smarem i ludzkim potem.
Monotonna praca pozwalała dużo myśleć, i tak wymyślił mały domek pośrodku uprawnych pól, a po przejściu na emeryturę porzucił dotychczasowe życie i wyprowadził się na wieś. Kupił niedrogo rozsypującą się chałupę i zamieszkał w niej razem z krową Łaciatą. Podzielił chatę solidarnie na pół. Jedna połowa należała do niego i samolotów, druga — do Łaciatej.
Za oknem rosły bzy. Stare i pokrzywione, jak cały dom.

Kiedy Pan Karol zorientował się, że ma już wszystkie możliwe modele samolotów, nie wpadł w panikę, nie poddał się myślom o czekającej za progiem nudzie. Wymyślał nowe projekty, które wycinał pieczołowicie i sklejał w wyobraźni.

Chciałbym, tak jak Pan Karol wymyśla modele, wymyślać ludzi. Zapełniać nimi pobliskie domy i żyć pośród urojonych sąsiadów. Wydaje się to interesującym projektem, bo zdarzyć się może tak, że jedna ze stworzonych postaci postanowi stworzyć mnie, i stanę się innym człowiekiem.
Zapewne nie będę się zbytnio różnił od tego obecnego — tak jak moje ludzkie projekty nie różnią się ode mnie. Milczenie Karola jest ciszą własnych myśli, a słońce w oczach pilotów — wspomnieniem.

Komentarze