Billy

Słoneczne popołudnie, dobrze oświetlony pokój, dużo zielonego szkła, plecione wiklinowe fotele, a na nich poduchy, wszystko polane secesyjnym sosem. Obserwuję, jak rosną paprotki – właściwie to patrzę na ich lekko poruszające się cienie. W środku domu znalazłem miejsce, gdzie najlepiej jest palić kadzidła. Śniło mi się olbrzymie akwarium – właściwie to było sanatorium, takie jak na linorytach Gielniaka. Wyrosło zupełnie niespodziewanie w samym środku działkowych ogrodów. W holu stała szafa grająca; stare romanse mieszały się z pozorną pustką korytarzy. Uśpione miejsce – gdzieś pomiędzy trzecią rano a świtem. Nienagannie ubrany recepcjonista na tle kredensu mojej matki – dość nędznego zresztą. Nie wiem, gdzie jest mój pokój. Recepcjonista z uśmiechem wręcza mi klucze. Spoglądam na wiśniową czerwień korytarzy i po raz pierwszy dostrzegam wiklinowe fotele. Błękitny papierosowy dym i stolik z kawą. Mam wrażenie, że zaraz zemdli i mnie. Wszystko jest perfekcyjnie dobrane do przestronnych ...

Sanatorium - Dzień Szósty



Od chwili przybycia obiecuję sobie zobaczyć tężnie nocą. Podobno jest fantastycznie oświetlona. Niestety, codzienne wieczorki z Januszem sprawiają, że cel ten stał się zdobyciem Everestu. Wczoraj rozłożyliśmy obóz piąty i dzisiaj, choćbyśmy mieli poręczować, to zdobędziemy szczyt. Wczoraj był u nas wspinacz z innej ekipy – mój sąsiad ze stołówki. On także wie, czym jest ta przeklęta góra.

Na deptaku obserwuję ludzi, zwłaszcza tych w parach.
– Pusto tu dzisiaj.
– Tak, to chyba pora kolacji.
– Aha.
– O, zobacz, folia na kasztanowcu.
– Tak, to na chorobę.

Jestem już lekko skonany, więc zamknąłem się w pokoju. W słuchawkach gra Moskwa. Chwilowo nie mam ochoty patrzeć na ludzi… Przeraża mnie myśl, że jestem do nich podobny. A jednak to oni są normalni, ja jestem socjopatą – mam na to papiery z WKU, bilet na pierwsze miejsca widowni tej ludzkiej małpiarni. Oni normalni, ja nie – śmieszne do łez.

Nie chce mi się z nikim rozmawiać.

Komentarze